Szczęśliwa (?) Trzynastka :)


Agula kończy dzisiaj trzynaście lat :) Aż się wierzyć nie chce!! Jeszcze niedawno maleństwo, bobasek, mała dziewczynka, a dzisiaj już nastolatka z prawdziwego zdarzenia. I to bardzo charakterna. Mimo swojej niepełnosprawności, rozwija się podobnie do równolatek - ma swoje fochy, humorki, złości się, trzaśnie drzwiami. Normalne życie z dorastającą młodą kobietą. 
Dzisiejszy dzień był naprawdę dobry, wręcz bardzo dobry. Aga od samego rana w rewelacyjnym humorze. W związku z tym, ze są ferie, urodziny w OREWie przeniesione są na za tydzień, bo Aga leniuchuje w domu. Drugi tydzień ferii spędza u dziadków, za którymi się już nieźle musiała stęsknić, bo dreptając do nich tuż po 6:00 uśmiech nie schodził z jej buziola, podskakiwała, kiwała się, a po wejściu do dziadków to już była pełnia szczęścia. Od razu wparowała do dziadka, ręką wydała polecenia co chce (tu- włącz bajki, tu- będę leżeć, tu- tulaj mnie) i nawet nie zauważyła, kiedy wyszłam do pracy. 
Po południu gościła się już w domu, a kiedy miała już dość rozmów, śmiechów, gwaru, po prostu zaczęła skrzeczeć, czym zarządziła kąpiel i możliwość odpoczynku w swoim pokoju. Dzień jak co dzień :)

W tym miejscu chciałabym ogromnie podziękować wszystkim, którzy o Adze w tym szczególnym dniu pamiętali. Dziękujemy tym, którzy wczoraj uczestniczyli w Mszy Świętej w jej intencji. Dziękujemy za wszystkie prezenty, życzenia, uśmiechy, dobre słowa. Serce matki w takich dniach jest pełne szczęścia. Stale zaskakuje mnie i wzrusza fakt, jak wielu cudownych i po prostu Dobrych ludzi otacza moje największe szczęście. Dziękuję Wam wszystkim!!!

Przy okazji donoszę również (choć trochę boję się, że takim chwaleniem się wszystko zapeszę), że stan Agi chwilowo się unormował. Odkąd wiemy, że jej krzyki, ryki i warczenie spowodowane były rosnącymi siódemkami i po prostu w razie czego podajemy jej leki przeciwbólowe, Księżna jest rewelacyjna. Nic nie boli, Księżna zadowolona, a jak ona zadowolona, to mnie nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Mimo koszmarnej lewej stopy, Aga sporo ostatnio chodzi - zdarzają się nawet ciut dłuższe spacery bez wózka. Męczy ją taki spacer i to bardzo, ale najważniejsze, że idzie. Jest też bardziej kontaktowa, skupiona. Bardzo wyraźnie daje znać czy coś jej się podoba, czy nie. Pierwszy raz całe ferie ma wolne od zajęć w Ośrodku - niech sobie odpocznie. Pierwszy tydzień spędziła ze mną w domu (wykorzystała moją chorobę), drugi spędza u Dziadków. I naprawdę jest szczęśliwa. 

W zeszłym tygodniu, kiedy non stop byłyśmy razem, miałam chwilowe zwątpienie w to, co robię. Patrzyłam jaka Aga jest szczęśliwa, jak bardzo cieszy ją czas wspólnie spędzony czas i dotarło do mnie, że coś straciłyśmy, że ostatnich dziesięciu lat już nikt nam nie zwróci. 12 lat temu, kiedy zdecydowałam się pójść do pracy, myślałam tylko o tym, że jako samotny rodzic muszę zapewnić Aguli wszystko, co tylko będę w stanie. Ciężko pracowałam, żebyśmy dzisiaj były tu, gdzie jesteśmy. Nie pomyślałam jednak, że pieniądze i dobra materialne to nie wszystko. Przez wszystkie lata swojej pracy zawodowej nigdy nic nie sprawiło, że poczułabym się tam tak potrzebna, tak doceniana, tak chwalona, tak spokojna i tak szczęśliwa, jak to miało miejsce w ubiegłym tygodniu. Kiedyś L4 mogło dla mnie nie istnieć, czy chora, czy zdrowa w pracy musiałam być. Kiedy Aga chorowała stawiałam na nogi Dziadków i Babcia brała takie zmiany w pracy, żeby razem z Dziadkiem móc zostać z Agą, a ja, żebym mogła pójść do pracy. Aga jest coraz większa, coraz cięższa. Jak się potknie i przewróci, to Babcia nie jest w stanie jej podnieść (nie dziwne, skoro ważą niemal tyle samo). Dziadek wcale nie ma więcej siły, bo sam jest bardzo schorowany. Musiałam przeżyć niemal 32 lata, żeby dotarło do mnie, że Rodzina jest najważniejsza. Że uśmiech Aguli jest wart więcej niż wszystkie premie i nagrody. Że jej szczęście, jej ślina na mojej twarzy i we włosach, daje mi więcej satysfakcji niż inne rzeczy. Tydzień choroby, bycia mamą non stop i mojej bezsilności, kiedy byłam tak słaba, że nie byłam w stanie przesunąć leżącej Agaty, zmienił moje życie diametralnie. Ta cudowna nastolatka, której w 2006 roku nie za bardzo spieszyło się z przyjściem na świat, po trzynastu latach kolejny raz przewróciła moje życie do góry nogami. Pokazała mi, co w życiu jest najważniejsze. I to wszystko mam w domu! Uśmiech, ślina, warczenie, podskakiwanie, pokazywanie palcem, trzaskanie drzwiami. Wiele mnie pewnie ominęło przez te ostatnie dwanaście lat. Być może, gdyby Aga potrafiła mówić, wygarnęłaby mi w iście nastoletnim stylu, że zbyt często stawiałam pracę ponad bycie z nią. Dzisiaj, kiedy wielka (i to dosłownie!) Księżna siedziała na moich kolanach, tuliła się i słuchała życzeń urodzinowych, usłyszała, że ją przepraszam, że za każdym razem, kiedy była chora, to nie ja ją tuliłam, podawałam leki, że na Babcię zrzucałam swoje obowiązki. Dziadkowie są cudowni, przecudowni, ale z racji wieku mają prawo nie mieć już siły i też chcieć odpocząć. Pomagali nam ogromnie i zapewne nie raz jeszcze pomogą. Ale pewne rzeczy i tak się muszą zmienić... Zmiany może wcale nie są takie złe... :)