Wakacje i turnus rehabilitacyjny w Świnouściu

Wakacje za nami, a podczas nich sporo się działo u Aguli. Kolejny już rok ponad połowę wakacji spędziła poza OREWem (mój urlop, urlop babci). W sumie chyba tylko przez trzy tygodnie przyjeżdżała na zajęcia w OREW i to bardzo okrojone, bo rano szła do babci i dopiero po 11 przyjeżdżała na miejsce. Bardzo dużo czasu spędzała na działce, gdzie mogła robić, co chciała. Biegała boso, kąpała się w basenie, deptała babci kwiatki, zjadała owoce prosto z krzaków. Poza tym dwa razy była na wycieczce w górach i muszę przyznać, że naprawdę wysoko potrafiła wejść. Wózek mieliśmy asekuracyjnie i rzeczywiście przydał się do schodzenia z góry, bo łatwiej jej było wchodzić, niż schodzić. Aga była przeszczęśliwa, nie marudziła, cały czas się uśmiechała, a jak już widać było, że naprawdę nie ma siły iść dalej pod górę, wystarczyło zaśpiewać ulubioną piosenkę i jakimś dziwnym sposobem nagle pojawiały się nowe siły :) 
Najważniejszym punktem tych wakacji był turnus rehabilitacyjny w Świnoujściu. Obie pokochałyśmy to miejsce i dlatego tak chętnie wracamy tam już kolejny raz. W tym roku pogoda nas nie rozpieszczała. Choć raczej nie padało, a jak już to wieczorami, kiedy Aga padała ze zmęczenia, to było naprawdę zimno. Kurtka, szalik i czapka były niemal codziennie obowiązkowym ubraniem Agi. Jednak zimno i nieprzyjemny wiatr nas nie zrażały. Codziennie po śniadaniu uciekałyśmy na plażę i cieszyłyśmy się szumem fal i spokojem (bo akurat rano na plaży mało kto się pojawiał). Gorzej było popołudniami, gdzie w tym roku w Świnoujściu było naprawę wyjątkowo dużo wczasowiczów. Pech chciał, że niemal na początku naszego pobytu Aga bardzo mocno obtarła sobie nogę, więc jej chodzenie ograniczałyśmy do minimum i spacerowałam głównie ja, natomiast księżna była wożona wózkiem. I przy takiej ilości osób, spacer promenadą był nie lada wyzwaniem. Dlatego uciekałyśmy do Parku Zdrojowego lub w inne mniej uczęszczane miejsca, gdzie nikt się na Agę zbytnio nie gapił i nie pokazywał jej palcem (taka duża, a w wózku, nie chce ci się chodzić i mamusia cię musi pchać i wiele, wiele innych, czasem naprawdę bolesnych komentarzy- pod koniec naszego pobytu miałam nawet ochotę przyczepić do wózka kartkę "mam Retta, gdybym mogła to bym sama chodziła"). Mimo wszystko turnus był naprawdę udany. Aga miała ogromne szczęście trafić na fizjoterapeutkę, która bez problemu dała sobie z nią radę (z racji tego, że ja też czynnie uczestniczyłam w zajęciach, nie mamy żadnych zdjęć z terapii). Dzień upływał nam na zajęciach i spacerach i nawet nie wiadomo kiedy, ale tydzień minął i trzeba było wracać do domu. Zarówno do jak i ze Świnoujścia jechałyśmy pociągiem (wagon sypialny obowiązkowo, bo Aga by nie wytrzymała na siedząco całej nocy, ale dzięki temu niemal całą podróż ładnie przespała). W Żorach na peronie czekała babcia z dziadkiem i po tygodniu rozłąki radość Agaty była ogromna! Niestety rana na stopie w ciągu kilku dni nad morzem, kiedy musiałam jej zakładać buty chociażby żeby mogła zejść na posiłek i przy okazji się nie przeziębić, bardzo się powiększyła, dlatego po powrocie jeszcze przez dwa tygodnie ją leczyłyśmy. Przez te dwa tygodnie ani razu nie założyła butów, wszędzie chodziła w podwójnych skarpetach (na działce na boso) lub ją woziłam wózkiem (ta opcja jej dużo bardziej odpowiadała). Od tygodnia wszystko jest już ładnie zagojone, więc gdzie tylko się da i Aga ma wystarczająco dużo sił, chodzimy pieszo. 

W tym miejscu chciałabym podziękować każdemu, kto przekazuje Agacie swój 1% lub wpłaca na jej subkonto w Fundacji Słoneczko darowizny. Dzięki Państwu Aga mogła uczestniczyć w tym turnusie! Dziękujemy!!!



A w naszej galerii zachęcamy do obejrzenia zdjęć z wakacji Agaty :)